
1 / 1
66
,72 zł
została tylko 1 szt.
Dostawa
Dostawa od 12,29 zł lub darmowa dostawa od 300,00 zł.SZCZEGÓŁY
ZAPŁAĆ PÓŹNIEJ
SZCZEGÓŁY
Sprawdzony sklep | Kupujesz od firmy
PlanetaRozrywki
SZCZEGÓŁY
Zwroty
30 dni na odstąpienie od umowy
SZCZEGÓŁY

66.72 zł
Parametry
Stan
nowy
EAN
9788395911811
Opis
Powieść o niedoszłej wojnie. Bo wybuchła inna wojna. Saga kompletnie niemożliwej – bo polsko-żydowsko-niemieckiej, w 1946 r. zawiązanej rodziny – spleciona z historią przybałtyckiego kawałka Europy Środkowej, zwanego Prusami, Ostpreussen, Warmią i Mazurami. W tle: Dugin, Sołżenicyn, Malaparte, Odys uganiający się za widmem Itaki i jeszcze postukujący rytmicznie laseczką o królewiecki bruk Immanuel Kant. Wreszcie Jezus, on przede wszystkim, Jezus ukrzyżowany, który zstąpił do piekieł dnia drugiego i odmówił zmartwychwstania. Mikołajki, Wilejka, Warszawa, a w Warszawie Powstanie. Wojny: druga światowa, bałkańskie, w Gruzji, w Ukrainie – oraz ta wyobrażona, niedoszła, ale wciąż niewykluczona. A wszystko według – no właśnie, kogo?
Fragment:
— Mógłbym ci, korzystając z okazji, opowiedzieć, jak wcześniej w zadymce pod Iławą w biały puch rozwiała się legenda Jeny. W śnieżną mgłę zapadło słońce Austerlitz. Ale chętniej przypomnę, jak później, dużo później — pił był kapitan-matematyk Aleksandr Isajewicz Sołżenicyn z majorem-docentem, iz moskowskowo ifli, Filozoficznego Instytutu w Moskwie, z docentem literatury nieznanego nam nazwiska, wielbicielem Goethego, pił, a potem wszystko wierszem pięknie opisał, pił w Alensztajnie przez daleki rajd pancerno-konny zajętym. W Alensztajnie, gdzie na wokzał, kiedy pili obaj — wjeżdżały eszelony, transporty ewakuacyjne jeden za drugim, a każdy pełen dziewcząt i bab niemieckich, i niemieckiego dobra w walizach, kuferkach i tobołach. Były tam i krasawice, nie gorsze od tamtej, lepsze. Bo żywe. A kapitan-matematyk, pijąc — pił nie wiedząc, że za plecami jemu samemu szykuje się niespodzianka. Piat' wosiem szykuje się. Rycerstwo nasze prze po zwycięstwo tym razem, inaczej niż w roku czternastym, gdy dopełniało się generała Samsonowa przeznaczenie, co z tego? Jemu nie pobieda szykuje się ani klęska, coś innego… Wiesz ty, swiaszczennik, co to piat' wosiem? Wiesz na pewno, przecież nie mogłeś nie czytać, co kapitan po sobie zostawił. Archipelag na pewno, cały świat to zna.
— Tak samo i ty o sobie, nie o sytuacji pomyśl, swiaszczennik. Pomyśl: jaki mi los? Jaki los, kiedy ze mną, nie z innym pijesz. Z takim, co ma na sumieniu coś, co świat nazywa war's crime, zbrodnia wojenna. A może nawet to, co nazywają w międzynarodowym prawie: genocide. Spierając się za każdym razem, czy mamy już pełne ludobojstwo, czy jeszcze zwykłą zbrodnię, zwykłą, mimo że masową. Jak zakwalifikować większą czy mniejszą liczbę trupów, taką czy inną motywację zbrodniczą, w kajdanki wedle jakiego prawa zakuć: krajowego czy międzynarodowego? Przyznaj się, nie myślisz o mnie: zbrodniarz? ludoubiciel? Myśl, co chcesz, nie jesteś sędzia z Hagi. A ja do ciebie żalu za żadną myśl nie powezmę. Pij i nie bój się.
— Pij, tamto dawno było. Dziś inny czas. Kiedy pił kapitan-matematyk z majorem-docentem, to płonęły całe Prusy, dom po domu podpalane, rycerstwo nasze o nocleg, o kwatery nie dbało, rwąc naprzód, razstupis' zemla czużaja, mszcząc krzywdy. A wokół Alensztajnu, na wszystkich stacjach sąsiednich i dalszych zawiadowcy, pojęcia nie mając, że są niczym centrala eksport-import, do nas te nieustające dostawy bab-krasawic i dobra słali. Wyprawiali do Alensztajnu eszelony, nie wiedząc, że zapłaty nie będzie, że nie będzie nagrody, nawet tego rodzaju, że do ostatka na posterunku trwając, spełnią swój wobec Volku i Führera obowiązek. Będzie odpłata. Dzwonili pytać, czy wolna droga, z takich miejsc, gdzie już słyszano nie tylko artylerii naszej pogłos, ale i pojedyncze strzały, posyłali je byle dalej od naszej piechoty, naszej konnicy i przede wszystkim od naszych tanków, co gnały do przodu, nie zatrzymać ich Wehrmachtowi przetrzebionemu na wsiech frontach mirowoj wojny, nie ten to już Wehrmacht, co bywało. Choć bije się do ostatniego, to mu przyznać wypada, nie tylko dlatego, że Adolf, jak niegdyś Wissarionowicz, rozkaz wydał: keine Schritte zurück. Wystarczy, że wie, każdy jeden soldat, co z jego matką i córką będzie, kiedy się o krok cofnie.
— I nie wie tylko — tak samo jak zawiadowcy — że ta ostateczna zapłata, ten zwrot wszelkich kosztów w postaci ratunku dla jego genetycznej puli — tym razem, mimo męstwa, może go ominąć. Że jeśli mu wypadło mieć matkę-córkę w Alensztajnie, albo córce-matce przez Alensztajn wypadła droga — to darmo karku nadstawia. Bo eszelony do Alensztajnu ciągnęły masowo nie bez powodu, ciągnęły, gdyż alensztajnski zawiadowca telefony od innych zawiadowców odbierał pod lufą docenta-majora. I łgał, pod lufą, już jakiejkolwiek godności pozbawiony, czy to męskiej, czy narodowosocjalistycznej: "Strecke frei! Strecke frei!". Chociaż wiedział, że koledzy jego odprawią na ten zew do Alensztajnu swoje eszelony, szukające torów do ucieczki jeszcze zdatnych. I wiedział, że w Alensztajnie na peronie powita je całkiem niespodziany komitet: Wowka i Mitrofan, i Pietro, i Pawło, Nikołaj, Zachar… Nie Hans, nie Franz, nie Jürgen. Pijani spirytusem ze zdobytej wcześniej gorzelni i w futra oraz pelisy poprzebierani jak błazny, w babskie pelisy i futra z wcześniejszych pociągów, na grzbietach wcześniejszych bab w krzaki i do bram zaciągniętych przywiezione, teraz już tylko spragnieni, by kolejne baby, przede wszystkim zaś kolejne dziewczątka-krasawice kobietami czynić.
* Powyższy opis pochodzi od wydawcy / producenta lub powstał na jego podstawie

Numer oferty: 62083094
Informacje dotyczące bezpieczeństwa i zgodności
Porównaj produkty
Najczęściej kupowane
Inni klienci oglądali również
Nowe produkty